Z byłym marszałkiem Sejmu i przewodniczącym Prawicy Rzeczpospolitej Markiem Jurkiem rozmawia Lech Łuczyński.
W 2004 z Pana inicjatywy Sejm ogłosił 24 marca Narodowym Dniem Życia. Skąd ta inicjatywa?
Była to odpowiedź na zawarty w art. 85 "Evangelium Vitae" apel Jana Pawła II "aby corocznie w każdym kraju obchodzono Dzień Życia". Do wystąpienia z tym projektem zachęcił mnie Kazik Ujazdowski. Wybraliśmy wigilię Zwiastowania Pańskiego, które jest obchodzone również jako Światowy Dzień Życia, żeby nasz polski Dzień był przygotowaniem do obchodów ogólnoświatowych. Sprawa o tyle nie była łatwa, że był to jeszcze okres rządów SLD, które w Sejmie miało więcej mandatów niż trzy partie opozycyjne (PO-PiS-LPR) razem wzięte. Mimo to udało się ten projekt uchwalić i był to prawdziwy akt "rewolucji moralnej", na którą wszyscy czekaliśmy w tamtym czasie. Zdążyliśmy jeszcze zawieźć oprawioną uchwałę Sejmu Ojcu Świętemu krótko przed Jego śmiercią. Wręczałem ją z Basią Marianowską i Kazikiem Ujazdowskim.
Czy ten Dzień stał się wydarzeniem państwowym w życiu publicznym?
Takie była założenie jego ustanowienia. Chodziło o to, by stał się - jak napisaliśmy w uchwale Sejmu - "okazją do narodowej refleksji nad odpowiedzialnością władz państwowych, społeczeństwa i opinii publicznej za ochronę i budowanie szacunku dla życia ludzkiego, szczególnie ludzi najmniejszych, najsłabszych i zdanych na pomoc innych. Dzień ten powinien być również motywem solidarności społecznej, zachętą dla wszelkich działań służących wsparciu i ochronie życia". Obchody dnia zostały podjęte przez Fundację Narodowego Dnia Życia, w której najważniejszą rolę odgrywają Mariusz Dzierżawski i Jacek Sapa, przez wiele samorządów i szkół. Gdy byłem marszałkiem Sejmu dwukrotnie z tej okazji prezentowałem orędzia telewizyjne. Niestety, nie zostało to podjęte ani przez mojego następcę, ani przez Prezydenta Rzeczypospolitej. Z kolei TVP pomagała raz bardziej, raz mniej. Zdecydowanie bardziej mogłyby w ten Dzień zaangażować się media. Ale to dopiero pięcioletnia tradycja, w tym roku będziemy Narodowy Dzień Życia obchodzić po raz szósty.
Dziś jesteśmy świadkami nowej otwartej walki przeciw prawu do życia nienarodzonych. Ostatnio także Parlament Europejski przegłosował rezolucję wzywającą państwa Unii Europejskiej do uchylenia istniejących jeszcze form ochrony życia. Równolegle jednak wszędzie budzi się coraz silniejszy ruch na rzecz cywilizacji życia.
Przede wszystkim prawo do życia jest stale osłabiane w naszym kraju. Tzw. kompromis życia jest mitem. Ostatnim dokonanym w prawie o ochronie życia wyłomem są wyroki katowickich sądów przeciw ks. Markowi Gancarczykowi, redaktorowi naczelnemu "Gościa Niedzielnego". Ks. Gancarczyk został skazany za to, że broniąc prawa do urodzenia małej Julii Tysiąc nazwał zbrodnię aborcji zabójstwem. Tymczasem - wbrew polskiemu prawu - sąd przyjął doktrynę sędzi Soleckiej, według której człowieczeństwo dziecka przed urodzeniem nie jest faktem chronionym przez prawo (co wprost jest zawarte i w ustawie o rzeczniku praw dziecka, i w kodeksie karnym, i w kilku innych ustawach) - ale jedynie katolicką opinią światopoglądową. Doktryna Soleckiej zupełnie zmienia sens polskiego prawa i stanowi bardo poważny cios w samą ochronę życia. Podobnie jak wcześniej nowe rozumienie "ciąży będącej wynikiem przestępstwa", przyjęte w czasie tragicznej "sprawy Agaty". Wcześniej pod tym pojęciem rozumiano gwałt, w tej chwili każdy przedwczesny szkolny związek gimnazjalistów. Dzieci poczęte wskutek takiego przedwczesnego współżycia zostały wyjęte spod ochrony prawa - w wyniku inwencji "Gazety Wyborczej" i minister Ewy Kopacz. To tylko dwa przykłady stałego zjawiska osłabiania prawnej ochrony życia.
Czy tego rodzaju działania przeciw prawu do życia spotykają się z dostateczną kontrakcją?
Niestety, nie. Prawica Rzeczypospolitej jest jedyną partią zaangażowaną w sposób metodyczny na rzecz cywilizacji życia. Dlatego jesteśmy (wbrew faktom i rozumowi) atakowani jako "partia jednej sprawy". Atakuje się nas za to, że mówimy o rzeczach, na które powinni reagować wszyscy. Tymczasem dominujące siły polityczne w ogóle nie chcą podejmować żadnych działań prawno-politycznych na rzecz prawa do życia. W koncepcie "jednej sprawy" chodzi o to, by w ogóle przymknąć oczy na fakt kontrkultury śmierci i niszczenie moralnych podstaw naszej cywilizacji. Gdy rząd Donalda Tuska ponownie rekomendował do Trybunału Strasburskiego sędziego Lecha Garlickiego, który wydawał wyrok przeciw Polsce w sprawie pani Tysiąc - nie było żadnej reakcji ani ze strony prezydenta Kaczyńskiego, ani ze strony kierownictwa PiS. W tej sprawie między głównymi siłami politycznymi nie ma żadnego sporu, mimo nieustannych medialnych wojen o rzeczy drugorzędne. Tak jak obie twardo milczały w Sejmie, gdy Ojciec Święty był atakowany przez parlament belgijski i wielu europejskich polityków. Tymczasem odpowiedzią na stałą akcję przeciw życiu powinno być stałe zaangażowanie na rzecz cywilizacji życia - zgodnie z dewizą Księdza Jerzego "zło dobrem zwyciężaj".
Co dla cywilizacji życia może zrobić Polska i polskie środowiska społeczne?
Polska powinna być rzecznikiem opinii chrześcijańskiej w Europie. Powinniśmy prowadzić świadomą politykę praw człowieka, przywracającą im ludzki sens, zgodnie z moralnym przesłaniem Jana Pawła II. Prawa człowieka to przede wszystkim wolność religii, prawa rodziny, tożsamość narodowa, prawa polityczne, prawo do sprawiedliwości ze strony władzy państwowej. Tymczasem dziś przez prawa człowieka chce się rozumieć unieważnienie zasad moralnych, uchylenia prawa ludzi do szacunku dla moralności publicznej. Jednak miliony ludzi w Europie chce żyć nadal w ludzkim świecie, który odróżnia dobro od zła. Dziś politycy, dążący do władzy po najmniejszej linii oporu, unikają takiego zaangażowania. Tym większa rola polskich środowisk chrześcijańskich, tym większa odpowiedzialność za budowę silnej opinii publicznej i jej reprezentacji.
|