Polska stoi przed rzeczywistym wyborczym wyzwaniem. Nie tylko wybory prezydenckie, ale także samorządowe, a wkrótce potem także wybory parlamentarne. Ukształtują one Polskę na znacznie dłużej, niż kadencje wybieranych władz. Wyznaczą bowiem kierunek polityki przynajmniej na najbliższą dekadę, a od tej najbliższej dekady zależeć będzie nasze miejsce we współczesnym świecie.
W przekonaniu mediów pojedynek stoczony zostanie pomiędzy PiSem, a Platformą Obywatelską, dwoma partiami gwałtownie się zwalczającymi, ale jakże do siebie podobnymi. Obie partie, pomijając propagandowy i medialny hałas, są partiami oligarchicznymi, podporządkowującymi interes narodowy, partykularnym interesom partyjnym. Obie partie są partiami wodzowskimi, nastawionymi wyłącznie na wzajemną rywalizację - tak, że nie mają, ani czasu, ani energii na wypracowanie długofalowych programów narodowego rozwoju. To, co jest przedstawiane, jako programy, jest jedynie medialną "narracją" mającą na celu jedynie zwiększenie popularności wyborczej. Obie partie są mistrzami w składaniu obietnic i ich zupełnemu lekceważeniu. Wystarczy wspomnieć pisowski program sprzeciwu wobec traktatu konstytucyjnego z późniejszą ratyfikacja degradującego Polskę traktatu lizbońskiego, czy koncepcję polityki prorodzinnej z głosowaniem przeciwko dużej uldze podatkowej na dzieci. Nie lepiej jest z Platformą. Donald Tusk wyspecjalizował się w opowieściach o swoich planach. Nie trzeba dodawać, że z tych opowieści nic nie wynika. Poglądy polityczne dla obu partii stały się wymiennym żetonem, służącym jedynie do hipnotyzowania opinii publicznej. Nie znaczy to, że poza tym sztafażem wzajemnych kłótni i sporów, nie podejmują one decyzji, które nie tylko ważą na pozycji Polski i jej możliwościach w przyszłości, ale ujawniają skrywane głębokie wzajemne pokrewieństwo ideowe i polityczne. Obie partie doprowadziły do utrącenia konstytucyjnych poprawek o ochronie życia. Obie zadecydowały o ratyfikacji traktatu lizbońskiego, który wykluczył Polskę z grona państw decyzyjnych w Unii Europejskiej. Obie partie pozorują prowadzenie polityki prorodzinnej w sytuacji radykalnego załamania demograficznego, które spowoduje, że dzisiejsi 30- i 40-latkowie nie otrzymają na starość emerytury, i to pomimo wydłużenia wieku emerytalnego. Liderzy obu ostatnich rządów zaakceptowali pakiet klimatyczno-energetyczny, który radykalnie osłabi konkurencyjność polskiej gospodarki i spowolni proces wyrównywania poziomu życia ze społeczeństwami zachodnimi. Obie partie (pomimo werbalnych deklaracji PO) są zdecydowanymi przeciwnikami wprowadzenia okręgów jednomandatowych w wyborach do Sejmu, a tym samym razem rozkładają opinię publiczną i odsuwają ją od wpływu na kształtowanie polityki państwa. Obie partie dążą do podzielenia się sceną polityczną i jej zmonopolizowania, aby społeczeństwo mogło wybierać jedynie "mniejsze zło", a nie decydować o kierunku narodowej polityki. Ten oligarchiczny model polityki realizowany przez PO-PiS rezerwuje uprawianie polityki jedynie dla degenerującej się zawodowej "klasy politycznej". To, co jeszcze łączy te obie partie , to koncepcja władzy, niezdolnej do efektywnego narodowego przywództwa. Zaś jedyną rzeczywistą różnicą jest jedynie to, kto rządzi. Nie trzeba już chyba dodawać, że partie PO-PiSu nie są zdolne do sprostania wyzwaniom, przed którymi stoi Polska. Od odpowiedzi na te wyzwania zależy nasza narodowa przyszłość.
Spór pomiędzy Pis a PO jest w swej istocie sporem pozornym, któremu pozorów autentyczności nadają jedynie media, pragnące utrzymać emocjonalne zaangażowanie opinii publicznej w tym medialnym teatrze. Ale jest to spór i jałowy, i niszczący życie publiczne. Bowiem z tego sporu nic pozytywnego nie wynika. Jedynie kompromitacja wzajemna "klasy politycznej" w społeczeństwie, a Polski - na arenie międzynarodowej. Polsce potrzeba zasadniczo innej polityki - nie kłótni o kwestie drugorzędne i pozorne (w rodzaju "sporu" o samolot do Brukseli), ale debaty o długofalowych wyzwaniach, szansach i zagrożeniach naszej przyszłości, debaty o naszym miejscu we współczesnym świecie, debaty o budowaniu prestiżu Polski w świecie i metodach budowania naszej narodowej siły oraz tworzenia narodowej zgody wokół zasadniczych wyzwań. Ale taka polityka jest możliwa jedynie w sytuacji przywrócenia rangi poglądom politycznym w życiu publicznym, przywrócenia rangi intelektualnej debaty nad tworzeniem strategii rozwoju, będącej czymś więcej, niż tylko spisem postulatów na najbliższą kadencję. Przywrócenie rangi przekonaniom w życiu politycznym, to także proces upodmiotowienia społeczeństwa, które będzie miało gwarancje poszanowania ich wyborów przez polityków. Jest to możliwe tylko wówczas, gdy obecny system wyborczy zostanie zastąpiony wyborami w okręgach jednomandatowych, przywracających zasadę indywidualnej odpowiedzialności polityków za podejmowane decyzje. Wprowadzenie okręgów jednomandatowych zmieni strukturę życia politycznego w naszym kraju. Bowiem taka metoda wyborcza nie tylko zdruzgocze strukturę partii oligarchicznych, ale także radykalnie zmieni ich charakter. Partie przestaną być "drużyną wodza", a staną się wspólnotą przekonań. Tylko w takich partiach możliwe jest odrodzenie przekonań, swobodna debata nad przyszłością naszej Ojczyzny i wyłonienie optymalnego przywództwa narodowego, bardziej skoncentrowanego na sprostaniu narodowym wyzwaniom, niż na wzajemnych niszczących życie publiczne kłótniach. Tylko taka polityka jest w stanie uchronić nasz kraj od rysujących się zagrożeń i niebezpieczeństw.
Polska potrzebuje polityki przełomu, polityki zerwania z niszczącym życie publiczne modelem polityki oligarchicznej, polityki lekceważenia narodowych wyzwań i zagrożeń, polityki lekceważenia poglądów i sumień, a w konsekwencji lekceważenia, hipnotyzowania i oszukiwania społeczeństwa. Polska potrzebuje odwagi zmierzenia się z zagrożeniami i wyzwaniami, polityki odważnego ich zdefiniowania i wypracowania odpowiedzi , które wzmocnią, a nie osłabią nas w przyszłości.
Tym wyzwaniom nie są w stanie sprostać politycy dominujących partii. Zostali już tak "przemieleni" w partyjnych młynach, że są niezdolni do samodzielnej i twórczej polityki narodowej. Rządząca obecnie partia stanowi klasyczny przykład swoiście "saskiej" nieodpowiedzialności i bezradności politycznej. Także opozycyjny PiS jest przykładem programowej i politycznej bezpłodności. Podobnie, jak i Platforma, jest wyprany z intelektualnych możliwości definiowania i realizowania interesu narodowego. Prezydent Lech Kaczyński zawiódł na całej linii. Nie sprostał żadnym pokładanym w jego prezydenturze nadziejom. Przyczynił się do radykalnego osłabienia Polski poprzez wynegocjowanie i ratyfikowanie traktatu lizbońskiego - największej politycznej klęski od odzyskania niepodległości. Otwarcie zaangażował się w obronę władzy partyjnych central i pieniędzy, które pobierają z budżetu. Zapowiada likwidację narodowej waluty w czasie swojej przyszłej kadencji. Jego błędy w polityce wschodniej doprowadziły do uznania Bandery za bohatera narodowego Ukrainy, a w polityce litewskiej - do osłabienia pozycji polskiej mniejszości. W rzeczywistości jest on kandydatem kontynuacji polityki degradacji Polski na arenie międzynarodowej.
A jednak wybory są polską szansą. Są szansą na przywrócenie powagi polskiej polityce, na przywrócenie wagi przekonaniom ideowym i politycznym, na wysłuchiwanie racji innych z szacunkiem dla oponentów politycznych. Tą szansą jest Marek Jurek, jedyny polski polityk, który w przeciwieństwie do rzeszy innych polityków zmieniających poglądy dla utrzymania stanowisk i związanych z nimi apanaży, potrafił zrezygnować ze stanowiska drugiej osoby w państwie w wierności wyznawanych przez siebie przekonaniom. Marek Jurek jest nośnikiem innego modelu polityki polskiej - polityki powagi i godności narodowej, ale przede wszystkim polityki odpowiedzialności za narodową przyszłość. Jest nośnikiem poważnego traktowania i szanowania własnego społeczeństwa. Jest wreszcie nośnikiem programu budowy narodowej siły w służbie cywilizacji chrześcijańskiej. W przeciwieństwie do innych partii jest to program nie tylko odpowiadający na narodowe wyzwania; jest także programem, którego realizacji jest on osobiście oddany.
Punkty zwrotne w historii narodów są najczęściej niezauważane przez współczesnych. Biada narodom, które nie są w stanie przeciwstawić się nadciągającym wyzwaniom. Jako Polacy nie dostrzegliśmy zagrożeń naszej przyszłości w pierwszej połowie XVIII wieku; gdy do świadomości dotarł stan zagrożenia państwa na jego ratowanie było już za późno. Narody zawsze płacą za własną bezczynność. Dziś PO-PiS jest barierą narodowego rozwoju. I dlatego już dziś Polsce potrzeba polityki narodowego przełomu. Te wybory są naszą szansą, ale też są zagrożeniem utrwalenia "saskiego" modelu państwowego przywództwa.
Marian Piłka
|