Katarzyna Enerlich: "Kwiat Diabelskiej Góry"
W życiu tak wiele nie przedeptanych jeszcze ścieżek
Na jedną z nich weszłam niespodziewanie dla mnie samej. Pojechałam do Pustników, niewielkiej, ale pięknej wsi. Z Mrągowa to tylko kilkanaście kilometrów - trzeba najpierw dojechać do Sorkwit, a potem skręcić w prawo na Gieląd Stary. Za nim już ta wieś nie można nie trafić, bo droga sama poprowadzi. Przed wojną wieś nazywała się Pustnick, od pustki lub puszczy - po prostu. Nazwa zatem ocalała w formie prawie niezmienionej, choć pochodzi przecież jeszcze sprzed wojny.
Pustnik był wsią niezwykłą. Po wojnie jego dawni mieszkańcy, zamiast uciekać przed Rosjanami do Niemiec, postanowili, że zostaną tu i koniec. Ukryli się tylko, gdzie kto mógł, u rodziny, znajomych lub w leśnych ziemiankach, przeczekali najgorszy czas i wrócili - jako właściciele swoich domów i gospodarstw. I po wojnie prawie wszyscy mieszkańcy Pustnika to autochtoni. Historycy patrzyli na to zjawisko z podziwem, bo drugiej takiej wsi na byłych Prusach Wschodnich nie było, a mieszkańcy okolicznych wsi mówili często, że Niemcy tam mieszkają. Albo gorzej Szwaby. A tymczasem ci autochtoni, którzy żyją do dziś, zapytani, jakiej są narodowości, mówią, że Mazurzy. Używają twardej, zniemiecczonej polszczyzny, bo są dwujęzyczni, a w ich domach panuje surowy i wdzięczny mazurski klimat, dokładność detali, przydatność każdej szufladki i półeczki oraz porządek, o jaki trudno gdzieindziej...
Przeczytaj cały artykuł na wortalu Mragowo24.pl:
Katarzyna Enerlich: "Na ścieżkach przedeptanych ogrodem..."
|